• Dominik Savio-audiobook-okładka m
  • Dominik Savio-audiobook-produkt2
  • Pendrive audiobook – produkt1m

Święty o Świętym – Życiorys św. Dominika Savio

Audiobook-Elektroniczna
25,00 
Audiobook-Pendrive
25,00 
Wyczyść

Opis

św. Jan Bosko – Święty o Świętym – Życiorys św. Dominika Savio

Chwała Jezusowi i Maryi Przenajświętszej!
Oddajemy Ci przyjacielu piękną, prawdziwą historię życia św. Dominika Savio jaką opowiedział jego wychowawca – św. Jan Bosko. Dziełko zawiera wiele pięknych momentów z życia Patrona Ministrantów, których świadkiem był ksiądz Bosko oraz inni wychowawcy, na których drodze stanął Święty Dominik Savio. Na potrzeby audiobooka głosu użyczyli Jaś Mareri (Dominik Savio) oraz Franek Daremberg (lektor).
W tekście, korzystano z wydania z 1918 roku (NIHIL OBSTAT. L. 4382), dokonano niezbędnych korekt językowych, dostosowując go do aktualnie obowiązujących norm.

AUDIOBOOK:
Muzyka – Piotr Rzucidło
Realizacja dźwiękowa – Maciej Sopran
Dominik – Jaś Mareri
Lektor – Franciszek Daremberg
Czas trwania: 248 min.

 

Jeśli nie masz teraz pieniędzy, aby kupić książkę lub audiobook, a chcesz zgłębiać prezentowane treści, to prosimy o wiadomość
kontakt@najejglowie.pl

Informacje dodatkowe

Autor

św. Jan Bosko

zachęta...

Filmy promujące książkę:

posłuchaj fragment audiobooka

AUDIOBOOK:
Muzyka – Piotr Rzucidło
Realizacja dźwiękowa – Maciej Sopran
Dominik – Jaś Mareri
Lektor – Franciszek Daremberg
Czas trwania: 248 min.
Audiobook nagrywany jest na wysokiej klasy sprzęcie cyfrowym, a zrealizowany przez Twoich braci w wierze.
Posłuchaj czołówki i fragmentu jednego z rozdziałów:

fragment książki

Moje pierwsze z nim spotkanie — Ciekawe epizody.
Wydarzenia, które tu zamierzam opowiedzieć, mogę przedstawić w obfitszym świetle szczegółów, ponieważ wszystkie prawie zaszły pod moimi oczyma i zazwyczaj w obecności także wielkiej liczby chłopców, którzy je wszyscy jednogłośnie potwierdzają.
Było to w roku 1854, kiedy wspomniany ks. Cubiero przyjechał do Turynu, by polecić mi jednego ze swoich uczniów, zasługującego dla swej pobożności na szczególniejsze względy.
– Ksiądz Dobrodziej będzie może miał wielu podobnych chłopców w swym zakładzie, lecz z trudnością znajdzie takiego, który by go przewyższał w zdolnościach i cnocie. Niech jeno ksiądz Dobrodziej zechce się przekonać, a zobaczy, że to drugi święty Alojzy Gonzagi.
Stanęło na tym, że miał mi go przysłać do Murialdo, dokąd zamierzałem urządzić wycieczki ze swymi wychowankami, abyśmy tam zażyli cośkolwiek wiejskiego powietrza, odprawili nowennę, i później przyczynili się do wspanialszego obchodu uroczystości Matki Boskiej Różańcowej.
Wczesnym rankiem, w pierwszy poniedziałek października przedstawił mi się młody chłopczyna w towarzystwie swego ojca.
Jego czoło pogodne, twarz uśmiechnięta, a jednak skromna zwróciły na siebie mą uwagę.
Coś ty za jeden — zapytałem go — skąd pochodzisz?
— Nazywam się Dominik Savio, — odpowiedział — o mnie mówił Waszej Wielebności ks. Cubiero, mój nauczyciel. Przychodzę z Mondonio.
Wziąłem go wtedy do siebie i zacząłem wypytywać o odbyte nauki, o dotychczasowe jego życie i tak od słowa do słowa spoufaliliśmy się wkrótce zupełnie.
Poznałem w młodzieniaszku tym serce iście według ducha Bożego i zdumiałem się niemało, rozważając, ile to łaska Boża zdziałała już w tak młodym chłopczyku.
Po dosyć długiej rozmowie, gdy chciałem zawołać jego ojca, Dominik odezwał się do mnie w te słowa:
— Cóż się więc zdaje Przewielebnemu Księdzu? czy zabierze mnie ze sobą na nauki do Turynu?
— Zdaje mi się, że z ciebie materiał dobry.
— A na cóż może posłużyć ten materiał?
— Aby zrobić piękne ubranie jako podarunek dla Pana Jezusa.
— Więc ja jestem suknem, Wasza Przewielebność niech będzie krawcem. Proszę mnie zatem wziąć ze sobą i zrobić piękne ubranie dla Pana Jezusa.
— Wątpię, czy dla braku zdrowia będziesz odpowiednim do nauki.
— Niech się Ksiądz nie obawia; ten Bóg, który mnie aż dotąd darzył zdrowiem i łaską, będzie mnie wspomagał także na przyszłość.
— Ale cóż poczniesz potem, gdy ukończysz naukę łaciny?
— Jeżeli Pan Jezus raczy mi użyczyć dużo łaski, pragnę gorąco poświęcić się stanowi duchownemu.
– Dobrze! teraz chcę się przekonać, czy masz dostateczną, zdolność do nauki. Weź tę książkę (był to zeszyt czytanek katolickich), i naucz mi się dzisiaj tej stronicy na pamięć, a jutro mi ją wygłosisz.
Po tej rozmowie pozwoliłem mu odejść i pobawić się z towarzyszami, a tymczasem wdałem się w rozmowę z jego ojcem. Nie upłynęło więcej niż osiem minut, a Dominik, uśmiechając się, powraca i mówi mi:
– Jeżeli Ksiądz Dobrodziej sobie życzy, wypowiem z pamięci zaraz moją stronicę.
Wziąłem książkę i z niemałym zdziwieniem przekonałem się, że nie tylko dosłownie nauczył się naznaczonego ustępu, ale że doskonale pojął jego treść.
– Dobrze — rzekłem mu — wywiązałeś się przed czasem ze swego zadania, ja ci też przed czasem daję odpowiedź. Wezmę cię z sobą do Turynu i odtąd już zaliczam cię do swych drogich wychowanków. Zacznij także i ty odtąd prosić Boga, aby pomógł mnie i tobie spełnić swoją świętą wolę.
Nie wiedząc w jaki sposób najlepiej wyrazić swoje zadowolenie i wdzięczność, ujął mnie za rękę, uściskał ją, ucałował kilkakrotnie i wreszcie rzekł:
— Ufam, iż będę postępował w taki sposób, że Przewielebny Ksiądz Dobrodziej nie będzie potrzebował na mnie narzekać.

o autorze

(zaczerpnięto ze strony salezjanie.pl)
Jan Bosko urodził się 16 sierpnia 1815 roku w ubogiej wiejskiej rodzinie w Becchi niedaleko Turynu w Piemoncie. Jego rodzicami byli Franciszek Bosko (1774-1817) i Małgorzata Occhiena (1788-1856), kobieta energiczna, pracowita i religijna, późniejsza gospodyni w Oratorium syna.
Czas, w którym przyszedł na świat opiekun i wychowawca młodzieży nie należał do spokojnych. Żył w chwili historycznie trudnej pod wieloma względami. Wiek XIX to czas rewolucji przemysłowej i związanej z nią urbanizacji i industrializacji, charakteryzujący się ogromnym postępem w dziedzinie techniki. Dla Włoch dodatkowo był to okres obfitujący w wydarzenia związane z jednoczeniem się państwa. Zanim jednak ono nastąpiło, ojczyzna Jana Bosko była wielkim “polem bitewnym Europy”, które ucierpiało z powodu wojen napoleońskich oraz najazdów i odwrotów wojsk austriackich i rosyjskich. Powoływano do życia, a następnie rozbijano w pył republiki, nowe królestwa, dynastie. Życie duchowe, gospodarcze i społeczne poniosło ciężkie straty. W rezultacie zjednoczenie zostało osiągnięte kosztem monarchii papieskiej, wbrew silnym sprzeciwom Kościoła, co zaowocowało w najlepszym wypadku obojętnością religijną, a w większości niechęcią do religii w ogóle.
Ale nastroje panujące w miastach nie od razu dosięgły młodego Janka. Początkowo jego duch i charakter kształtowany był przez wiejskie środowisko rodzinne o głęboko chrześcijańskich tradycjach.
Bardzo wczeżnie doświadczył pierwszej w swoim życiu poważnej straty – gdy miał dwa lata zmarł jego ojciec zostawiając żonę, syna z pierwszego małżeństwa – Antoniego oraz Janka i jego starszego, rodzonego brata – Józefa. Niewątpliwie doświadczenie to pozwoliło mu później lepiej zrozumieć sytuację bezdomnej młodzieży Turynu, która podświadomie szukała postaci-ideału, ojca.
W roku 1824, kiedy Janek miał zaledwie 9 lat, Bóg w tajemniczym widzeniu sennym objawia mu jego przyszłą misję. Oto jak sam wspomina to wydarzenie: “(…) Byłem niedaleko domu, na dużym podwórzu, na którym bawiło się wielu chłopców. Jedni się śmiali, inni grali w coś, wielu przeklinało. Słysząc to, rzuciłem się między nich i przy pomocy słów i pięści usiłowałem ich uciszyć. W tym momencie pojawił się przede mną majestatyczny, pięknie ubrany mężczyzna, cały spowity białym płaszczem. Jego twarz jaśniała takim blaskiem, że nie mogłem na nią patrzeć. Nazwał mnie po imieniu i kazał stanąć na czele tych chłopców. Dodał: “Będziesz musiał pozyskać ich przyjaźń dobrocią i miłością, a nie pięściami. (…)”.
Od tego momentu, mimo bardzo jeszcze młodego wieku, Janek Bosko robił wszystko, aby wypełnić powierzone mu zadanie. Od przygodnych kuglarzy i cyrkowców nauczył się wielu sztuczek, którymi potem chętnie popisywał się przed mieszkańcami swojej wioski, a pokazy przeplatał modlitwą, pobożnym śpiewem i powtórzeniem kazania, które w niedzielę usłyszał w kościele. Postanowił też zostać księdzem, ale niestety matka chłopca była zbyt uboga, by łożyć na jego naukę. Dlatego opuścił dom rodzinny i imał się różnych zawodów (m.in. krawiectwa, szewstwa, stolarstwa), aby zarobić na swoje utrzymanie i opłacenie nauczycieli. Nie wiedział jeszcze wówczas, jak bardzo przydadzą mu się w przyszłej pracy wychowawczej zdobyte umiejętności.
Dzięki własnej zaradności i pomocy matki udało mu się ukończyć gimnazjum w Chieri, gdzie wraz z kolegami założył w 1832 roku swe pierwsze stowarzyszenie, któremu nadał nazwę Towarzystwo Wesołości, ponieważ jego program opierał się na dwóch zasadach: dobrze wypełniać obowiązki chrześcijańskie i uczniowskie oraz być wesołym.
W 1835 roku nareszcie udało mu się zrealizować swoje marzenie i wstąpić do seminarium duchownego w Chieri, aby sześć lat później otrzymać z rąk Arcybiskupa Turynu święcenia kapłańskie. Zdecydował wówczas, by nadal pogłębiać swoją wiedzę teologiczną i wstąpił do Konwiktu kościelnego św. Franciszka z Asyżu w Turynie na kolejne trzy lata nauki, w trakcie których miał okazję poznać sytuację młodzieży żyjącej w mieście. Był przerażony tym, co zobaczył. Młodzi włóczyli się po ulicach bez pracy i wykształcenia, pełni agresji i nieszczęśliwi. Niektórzy pracowali za cenę morderczego, nadludzkiego wysiłku, a mimo to nie mieli pieniędzy nawet na mieszkanie i jedzenie. Wielu z nich, nie mając za co żyć, schodziło na drogę przestępstwa. Ksiądz Bosko miał okazję ich poznać w trakcie odwiedzin miejscowego więzienia. Spotkania te dały mu wiele do myślenia. Wiedział, że chłopcy ci zostali aresztowani, gdyż byli wcześniej pozbawieni opieki. Powoli dojrzewało w nim poczucie, że to właśnie on musi pomóc tym biednym, pozbawionym warunków do prawidłowego rozwoju chłopcom i uchronić ich przed losem więźniów. Chciaż zgromadzić ich w jakimś miejscu, by móc ich uczyć i zająć pożytecznie wolny czas. Ale potrzeba działania okazała się pilniejsza niż możliwość znalezienia odpowiedniego lokalu.
Za symboliczny początek działania Oratorium uważany jest powszechnie moment, w którym święty staje w obronie bitego chłopca – Bartłomieja Garelli, oraz zaprasza go do swojego domu proponując, że będzie go uczył i zachęcając, by przyprowadził też swoich przyjaciół. Ksiądz Bosko rozpoczął pracę z dwoma chłopcami, wkrótce dołączyli inni. Uczył ich czytać i pisać, dawał im schronienie we własnym mieszkaniu, a przede wszystkim interesował się ich sprawami, a swą przyjaźnią pozwolił odnaleźć trochę ciepła rodzinnego, którego tak bardzo łaknęli. Liczba chłopców stale rosła, byli to głównie terminatorzy lub pomocnicy w różnych zakładach. Tymczasem ich wychowawca zastanawiał się, gdzie mogliby się zbierać w niedziele, by po całym tygodniu pracy znaleść chwilę wytchnienia i zabawy. Początkowo pozwolono im spotykać się na podwórzu Konwiktu, w którym Jan Bosko dokształcał się i mieszkał. Tak rozpoczął się żywot “wędrownego Oratorium”, które jeszcze długo miało czekać na swoją stałą siedzibę.
Po skończeniu nauki, podjął ksiądz Bosko pracę jako kapelan sierocińca założonego przez działaczkę społeczną i charytatywną – markizę Barolo. Otrzymał od niej również do dyspozycji budynek, w którym mógł odtąd zbierać ponad setkę chłopców na naukę katechizmu, zabawę i modlitwę. Już wkrótce jednak otrzymał nakaz opuszczenia tego pomieszczenia, ze względu na zakłócanie spokoju mieszkających nieopodal zakonnic. Stanął również przed koniecznością podjęcia decyzji wobec alternatywy, którą przedstawiła mu jego dobrodziejka: albo pracuje w jej dziełach, otrzymując za to pensję, albo zajmuje się nadal „brudną” młodzieżą i opuszcza zajmowane miejsce. Decyzja była dla niego oczywista. Wybrał swoich chłopców, uważanych powszechnie za wyrzutków społecznych i kandydatów do więzienia.
Od tej pory błąkał się ksiądz Bosko ze swoją młodzieżą, grał z chłopcami w piłkę, spowiadał ich i rozmawiał z nimi, przez kościółek św. Marcina, na korzystanie z którego otrzymał pozwolenie od magistratu miejskiego, aby po sprzeciwie mieszkańców zostać z niego usuniętym, aż do przyjścia zimy, kiedy postanowił wynająć kilka pokoi w jednym z domów na Valdocco, by otworzyć tam szkołę wieczorową dla starszych chłopców, a w niedzielę prowadzić naukę katechizmu dla wszystkich. I tu jednak lokatorzy sprzeciwili się obecności hałaśliwej młodzieży i trzeba było szukać kolejnego schronienia. Tym razem była to łąka z lichym barakiem pośrodku, który po pewnym czasie również musieli opuścić.
Nie przeprowadzki stanowiły jednak największy problem księdza Bosko. Była to raczej niechęć ludzi, a także trudności ze strony władz, i to zarówno cywilnych, jak i kościelnych. Zarzucano mu, że przygotowuje chłopców do udziału w ruchach rewolucyjnych oraz że prowadzi działalność polityczną, w związku z czym wszystkie spotkania odbywały się pod nadzorem policji. Dla Jana Bosko była to znakomita okazja, by głosić kazania skierowane bardziej do stróżów prawa niż do chłopców. Wykorzystywał każdą sposobność, by troszczyć się o zbawienie dusz.
Bardziej bolesna była dla niego jednak nieprzychylność ze strony proboszczów turyńskich i wielu jego kolegów-kapłanów. Rozsiewali pogłoski, że nie jest on zupełnie przy zdrowych zmysłach, raz nawet chcieli go zamknąć w zakładzie dla obłąkanych. Rzeczywiście jego wizje co do przyszłości Oratorium i jego rozrostu nie wyglądały jeszcze na możliwe do zrealizowania, kiedy cała gromada chłopców nie miała nawet stałego miejsca spotkań. Ju? wkrótce jednak, w 1846 roku, po półtorarocznej tułaczce, udało im się nareszcie znaleźć siedzibę w budynku, który nazwano szopą Pinardiego i którego stan wymagał wielu remontów, ale był tak bardzo wyczekanym i wymodlonym miejscem. Tu właśnie miało „powstać, wzrastać i rozszerzać się na świat Zgromadzenie Salezjańskie, zrodzone z łez, nędzy i serca jednego pokornego księdza”.
Jan Bosko prowadził niezwykle pracowite życie. Obok nauczania, katechizowania, zabawy i przebywania z chłopcami oraz obowiązkami księdza, który musi zarobić na swoje utrzymanie, pisał i publikował wiele podręczników, takich jak na przykład Historia Kościoła na użytek szkół (1845), Historia świata (1847), Dziesiętny system miar (1849) i wiele innych. Wobec braku odpowiednich pomocy do katechizacji, które prowadził dla młodzieży swojego Oratorium, napisał również bardzo poczytną książeczkę, której pełny tytuł brzmiał: Młodzieniec zaopatrzony do pełnienia swych obowiązków w praktykach chrześcijańskiej miłości (1847). Tworzył przede wszystkim dla ludzi prostych, mając na celu ich religijne wykształcenie i wyjaśnienie nauki katolickiej wobec prowadzonej przez prasę liberalną propagandy antykościelnej i antyklerykalnej. Z tego też powodu w 1853 roku rozpoczął comiesięczne wydawanie “Czytanek Katolickich”, to jest broszur, w których prosto i przejrzyście wykładał naukę Kościoła. W sumie napisał około stu pięćdziesięciu książek i pism, w tym wiele sztuk scenicznych, z przeznaczeniem do wystawiania w Oratorium, aby uczyć bawiąc.
Życie Jana Bosko było naznaczone ciężką pracą wynikającą z troski o życie doczesne i przyszłe swoich bliźnich, jak również z przekonania, że „największym wrogiem człowieka jest bezczynność”. Niemniej jednak nadmiar obowiązków, które przyjął na siebie, spowodowała, że w 1846 roku, niedługo po ostatecznych przenosinach Oratorium do szopy Pinardiego, bardzo podupadł na zdrowiu i był bliski śmierci. Wychowankowie jego podjęli wówczas ogromnie wiele wyrzeczeń, modląc się i poszcząc o zdrowie swojego księdza. Zostali wysłuchani, aby przez szereg jeszcze lat cieszyć się jego pomocą i przyjaźnią.
Po cudownym powrocie do zdrowia, Jan Bosko wrócił do Oratorium w towarzystwie matki, która zgodziła się pomóc synowi w jego dziele oraz z nowymi pomysłami dotyczącymi rozwoju placówki. Na początku wznowił działalność kursów wieczorowych dla młodzieży – wielu bowiem chłopców nie umiało nawet czytać, a wobec coraz większej liczby potrzebujących, otworzył w 1847 roku nowe Oratorium św. Alojzego, a w dwa lata później Oratorium Anioła Stróża, obydwa gromadzące chłopców w dni wolne od pracy.
Pierwsze próby udzielenia gościny na noc potrzebującym chłopcom okazały się gorzkim zawodem – ksiądz Bosko został okradziony. Nie zniechęciło go to jednak i już wkrótce stu pięćdziesięciu młodych znalazło dom i rodzinę u jego boku w nowo wybudowanym internacie na Valdocco. Względy gospodarcze skłoniły go do otwarcia w 1853 roku pracowni szewskiej i krawieckiej w niektórych pomieszczeniach domu. Dwa lata później założył pracownię stolarską, introligatornię i kuźnię, a następnie niewielką drukarnię. Od tej pory mali terminatorzy nie musieli już szukać pracy w mieście, podobnie jak uczniowie, kształcący się w Oratorium pod okiem starszych kolegów – absolwentów wyższych klas gimnazjalnych, którzy stali się ich nauczycielami.
Nieustający w pracy Jan Bosko nie ograniczał swej działalności do troski o istniejące już dzieło. W 1849 roku zainicjował w Turynie nową formę apostolstwa, jaką było głoszenie rekolekcji dla młodzieży. Nie zaniechał również spotkań z więźniami, które rozpoczął jeszcze w latach Seminarium. Mimo tego jednak, nie zdecydował się nigdy na stworzenie zakładów wychowawczych dla młodych kryminalistów, gdyż miał głębokie przeświadczenie, że został posłany przez Boga po to, by prowadzić młodych do świętości, a nie w celu odzyskiwania przestępców dla społeczeństwa. Chciaż pomagał tym, którzy z powodu ubóstwa materialnego, kulturalnego, moralnego, emocjonalnego i duchowego mogli zejść na złą drogę i odrzucić chrześcijańskie zasady moralne.
Wiedział jednak, że sam niewiele może dokonać, gdyż potrzeby były ogromne. Potrzebował współpracowników gotowych do pomocy teraz i kontynuujących pracę po jego śmierci. Pierwszego z nich znalazł wśród swoich wychowanków – w 1854 roku Michał Rua złożył śluby zakonne na ręce księdza Bosko i stał się pierwszym salezjaninem, a po śmierci Założyciela – jego następcą, jako przełożony generalny Zgromadzenia Salezjańskiego. Oficjalne zatwierdzenie nowego zgromadzenia przez Stolicę Apostolską miało miejsce w 1869 roku, a nazwę otrzymało od św. Franciszka Salezego, który stanowił dla Jana Bosko wzór łagodnego duszpasterza troszczącego się o zbawienie dusz.
Pod wpływem rad przyjaciół i przy pomocy św. Marii Dominiki Mazzarello, w 1872 roku powstała druga gałąź Rodziny Salezjańskiej – Zgromadzenie Córek Najświętszej Maryi Panny Wspomożycielki, powołanych do pracy wśród dziewcząt. Natomiast cztery lata później, przy poparciu Stolicy Apostolskiej, św. Jan Bosko powołał do życia świeckie ogniwo Zgromadzenia – Stowarzyszenie Salezja?skich Pomocników Kościoła, których zadaniem miało być odtąd wspieranie dzieł i zadań podejmowanych przez kościoły lokalne.
Cały wysiłek wychowawczy księdza Bosko zmierzał do tego, aby przyszłe zakłady salezjańskie podobne były do modelu domu-rodziny, jaki prowadził ze swymi pierwszymi synami w Oratorium na Valdocco, gdzie mieszkali, uczyli się i bawili razem chłopcy różnych wyznań, wśród których można było spotkać zarówno żydów, jak i muzułmanów, a których łączyło to, że byli tak samo kochani przez swojego wychowawcę-ojca. Miłość ta pociągała ich wielokrotnie do ofiarności i prawdziwie chrześcijańskiej postawy, której przykładem może być pomoc chorym w czasie epidemii cholery w Turynie latem 1854 roku. Gest ten zjednał dla Oratorium powszechny szacunek, tak że wiele osób zaczęło wspomagać to dzieło, czy to w formie datków, czy pracy wśród chłopców. Spośród tych pierwszych wolontariuszy wyłoniła się później, wspomniana już, świecka gałąź Zgromadzenia – Pomocnicy Salezjańscy.
Św. Jan Bosko nie był teoretykiem, jego system wyłonił się z wieloletniego doświadczenia pracy z młodzieżą. Kochał ją i chciał dla niej szczęścia ziemskiego i wiecznego, chciał, by jego chłopcy stawali się dobrymi obywatelami swojej ojczyzny, a także wiernymi i żywymi członkami Kościoła. Proces ten przebiegał w Oratorium, będącym „dla chłopców domem, który przygarnia; parafią, która ewangelizuje; szkołą, która przygotowuje do życia i podwórkiem, gdzie spotykają się przyjaciele i żyje się radośnie”.
Ostatnie polecenie skierowane tuż przed śmiercią do współbraci nie mogło dotyczyć niczego innego, jak tylko tego, co stanowiło sens i posłanie jego życia: „Waszej trosce polecam wszystkie dzieła, jakie Bóg zechciał mi powierzyć (…); jednakże w sposób szczególny polecam wam troskę o młodzież biedną i opuszczoną, która zawsze stanowiła najdroższą cząstkę mego serca na ziemi (…)”.
Św. Jan Bosko odszedł do wieczności w wieku 73 lat, ostatniego dnia stycznia 1888 roku. W 1929 roku, po zakończeniu procesu beatyfikacyjnego, został wyniesiony do czci ołtarzy, a pięć lat później Pius XI ogłosił go świętym. Jest patronem młodzieży.

notka wydawcy

Przyjacielu!
Oddajemy głos Świętemu Janowi Bosko:
Najdrożsi chłopcy!
Wiele już razy prosiliście mnie, abym coś napisał o waszym towarzyszu Dominiku Savio. Uczyniłem więc na co tylko mogłem się zdobyć, aby zaspokoić wasze życzenie. Skreśliłem jego żywot krótko i po prostu w nadziei, że go mile powitacie.
Dwie rzeczy przeszkadzały wydaniu tego dziełka. Jedna z nich, to sądy, jakim zazwyczaj podlega* autor, piszący o rzeczach, które mają jeszcze wielu świadków żyjących. Zdaje mi się, że usunąłem tę przeszkodę, starając się opowiedzieć tylko to, na co patrzyliście sami i coście piśmiennie poświadczyli.
Drugą przeszkodą była, konieczność mówienia często o sobie. Ponieważ Dominik Savio żył blisko trzy lata w naszym zakładzie, musiałem nieraz nadmieniać o wypadkach, w których sam brałem udział. Tę zaś przeszkodę starałem się pokonać, stosując się do zasad, które każą opisywać zdarzenia bez względu na osoby. Gdybyście jednak spotkali ustępy, w których bym mówił o sobie, przypiszcie to raczej wielkiej miłości, jaką żywię do zmarłego przyjaciela i do was wszystkich, która każe mi otworzyć przed wami swe serce, jak to czyni ojciec, mówiący do ukochanych swych dzieci.
Może mnie ktoś z was zapyta, dlaczego napisałem właśnie żywot Dominika Savio, a nie innych chłopców, którzy żyli także między nami i byli prawdziwymi wzorami wielkich cnót. Prawda, moi drodzy, że Opatrzność Boża raczyła nam dać chłopców rzeczywiście wzorowych i cnotliwych, jakimi byli Gabryel Fascis, Alojzy Rua, Kamil Gavio, Jan Massaglia i inni.
Jednakże cnoty ich nie były tak jaśniejące i tak wybitne, jak cnoty Dominika Savio, którego świątobliwy sposób życia podziwialiśmy wszyscy. Zresztą, jeżeli Pan Bóg użyczy mi zdrowia i łaski, mam zamiar zebrać i spisać szczegóły życia i tych wychowanków, aby zaspokoić wspólne nasze życzenie i podać wam zarazem do czytania i naśladowania to, co najbardziej odpowiada waszemu stanowi.
Korzystajcie więc, chłopcy kochani, z tego czytania i powtarzajcie w swym sercu to, co mówi św. Augustyn: „Jeżeli on, dlaczego nie ja?
Jeżeli mój towarzysz tego samego wieku, w tym samym miejscu, wystawiony na te same, a może nawet na większe pokusy i niebezpieczeństwa, aniżeli ja, znalazł czas i sposób do wiernego naśladowania Jezusa Chrystusa, dlaczegóż ja nie miałbym się stać jemu podobnym?
Pamiętajcie jednak, iż prawdziwa pobożność nie polega na słowach, lecz na spełnianiu dobrych uczynków. Jeżeli więc zauważycie jakąś rzecz godną podziwu, nie zadowalajcie się tylko czczymi słowami: „to piękne”, „to mi się podoba”, lecz niech każdy z was sobie powie: będę się starał spełniać te same uczynki, których opis tak mnie zachwyca i unosi.
Niech Bóg użyczy wszystkim, którzy będą czytać to dziełko, zdrowia i łaski, by mogli wyciągnąć z niego jak największe korzyści dla swej duszy. Najświętsza Dziewica zaś, do której nasz Dominik miał tak gorące nabożeństwo, niech wyprosi wszystkim łaskę umiłowania całym sercem i całą duszą naszego Stwórcy, który jedynie jest godzien, abyśmy Go kochali ponad wszystkie stworzenia i służyli Mu przez wszystkie dni życia naszego. /Ks. Jan Bosko

Zobacz także